niedziela, 18 sierpnia 2013

Nie szu­kaj ślepców wśród niewi­domych...



Walerija "Shadow" Kaszczejewa
Валерия Доминика Кащeeва



~*~

Jestem kaleką. Nie przeszkadza mi to. Wręcz odwrotnie – czuję się bardziej sprawna niż ci, którzy uważają się za zdrowych. Co z tego, że nie mam zielonego pojęcia jak jest ubrana tamta kobieta, którą obgadują te dziwne dziewczyny dwa stoliki dalej? Kogo obchodzi nowa koszula tego nowego kelnera? Mnie nie. Za to z chęcią posłucham jego głosu, przez przypadek dotknę jego dłoni, gdy będzie mi podawał moją ulubioną kawę. Uśmiechnę się z wdzięcznością, nie mając zielonego pojęcia czy ten odwzajemni teoretycznie nic nie znaczący gest. Jestem niewidoma. Nie widzę w tym nic dziwnego… Tsa, nie widzę. Od urodzenia. Nie ma dla mnie różnicy między czarnym a białym, chociaż wiem, że moje włosy są białe, a ciągle ubieram się na czarno. Podobno ten drugi kolor daje ładny kontrast z włosami, więc gdy jestem w sklepie zawsze proszę o czarne rzeczy. Zdaję sobie sprawę z tego, że czasem moje zachowanie może dziwić ludzi, ale nie przejmuję się tym. W końcu ślepiec to też człowiek… No chyba, że przypadkiem jest też Cieniem.




~*~

Mów mi Shadow, ewentualnie Walia. Dlaczego Shadow? Och, to takie oryginalne. Od małego żyła w bogatej rodzinie. Luksus, pieniądze, tort czekoladowy na każdy podwieczorek.Do tego pamiętnego dnia, kiedy miała dwanaście lat. Do domu przyszli dziwni ludzie, którzy bez zbędnych ceregieli po prostu próbowali ją złapać. Nie wiedziała po co i nie miała najmniejszej chęci się o tym przekonywać. Zamknęła się więc w swoim pokoju i skuliła w kącie między łóżkiem a komodą. W cieniu. Gdy tamci weszli oczywiście nie zauważyli jej. Zlała się w tym małym skrawkiem ciemności w jedno, a potem przeniosła... do innego cienia. W piwnicy. Wyczuwa je. Nie może ich zobaczyć, ale je czuje. Powiedzmy, że przed oczami ma takie ciepłe plamy w miejscu, gdzie jest schronienie. A co zrobiła dalej? Uciekała, kryła się, była niemal nie do wykrycia. Aż w końcu ją podeszli. Myślała, że może ufać temu, który ofiarował jej pomoc. Temu, któremu ona ofiarowała swoje serce. Niestety, to była tylko podpucha. Siłą wsadzili ją do tego dziwnego domu. Nie miała innego wyjścia. Musiała tu zostać. 



~*~

Mam tylko dwie pasje, i to właśnie one trzymają mnie przy życiu. W rodzinnym domu uczyłam się grać na skrzypcach. Uwielbiam dźwięk tego instrumentu i choć w czasie Wielkiej Ucieczki nie bardzo miałam czas się kształcić, wykorzystywałam każdą okazję. Pozwolili mi je ze sobą zabrać. Tutaj. Może jednak pobyt nie będzie taki zły?
Drugie hobby to broń biała. Ojciec był w wojsku i nauczył mnie wiele. Zresztą, to między innymi on pomógł mi w ucieczce. Opiekował się mną aż skończyłam szesnaście lat. To był pierwszy raz gdy nas znaleźli... Zabili go. Nie wiedziałam, czy przypadkowo, czy nie, ale umarł. A ja do dziś się zbieram. Od tego dnia minęły dwa lata. Pierwszy raz dałam sobie pomóc komuś innemu niż jemu. I zostałam zdradzona. Już nigdy sobie na to nie pozwolę. Przez zaufanie tylko się cierpi...



[Ja i Shadow bardzo lubimy wątki. Kontakt na czacie albo pod KP. ]

sobota, 20 lipca 2013

Tam, gdzie słychać szum rzeki.



Gabe | nazwisko nieznane | 21 lat | mężczyzna | wolny | władanie cieczami
Jak tu trafił? Nie ma bladego pojęcia.


Kim jest Gabe? Nikim ważnym. Nikim kogo byś zapamiętał, czy zwrócił na niego uwagę. Nie opowiada o sobie. Ogólnikowo, zwyczajnie nie jest duszą towarzystwa. Trudno mu nawiązać jakikolwiek kontakt. Jest wycofany ze społeczeństwa. Nie należy do osób najmilszych, które miałeś przyjemność poznać. O tym Cię zapewniam. Co prawda, gdy ma lepszy dzień, stara się jak może zachować te pozory dobrze ułożonego chłopaka. Nie pali się do rozmowy z tobą? Nic dziwnego, nie zna Cie, ewentualnie ma inne zajęcia na głowie niż urocza pogawędka z twoją osobą. Więc możesz sobie zwyczajnie odpuścić. Okłamał Cie? Nie przejmuj się, nie jesteś ani pierwszą ani ostatnią osobą przy której minął się z prawdą. Jest on z reguły spokojnym osobnikiem, nie wykazującym żadnych nadzwyczajnych zachowań. Należy do osób cichych, które nie specjalnie zajmują miejsce dusz towarzystwa, jednak stara się zachowywać wobec innych w miarę sympatycznie. Tak długo próbował się oddzielić od nowych ludzi, że teraz trudno mu nawiązywac relacje międzyludzkie, nawet jeśli bardzo tego chce. Często zamiast zastanowić sie nad czymś, robi, bądź mówi to, od razu. Poza swoją grupką znajomych, która nie jest wcale taka duża, nie specjalnie wdaje się w dłuższe konwersacje. Zwykle go męczą, chłopak stwierdza, że rozmowa nie ma najmniejszego sensu, albo po prostu traci zainteresowanie rozmówcą. Potrafi być strasznym socjopatą robiącym wszystko ludziom wbrew, niekiedy się nad nimi i znęcając – zwykle psychicznie. Zdarzało mu się podawać za przypadkowe osoby czy nawet za jednego z 7 krasnali. Bardzo szybko może się dostosować do jakiejś grupy, jeśli tego chce, co nie znaczy, że często się to zdarza. Chłopak miewa okresy, kiedy potrafi nie odzywać się do wszystkich wokół przez wiele tygodni, bez większego powodu. Jest domysł, że Gabe tylko udaje, zakładając na każdą okazje inną maskę. Nie do końca wiadomo więc jaki jest na prawdę.



Na pierwszy rzut oka możesz zauważyć jego praktycznie białe dredy, bladą skórę, mętne spojrzenie i srebrne oczy. Jeśli będziesz przyglądał mu się uważnie - dostrzeżesz wątłe i wychudzone ciało pod luźną koszulką. Najzwyczajniejsze chucherko. Myślisz wtedy "Boże, dajcie mu jakąś kanapkę!". Zwykle się nie uśmiecha, chyba, że tym swoim kpiącym uśmieszkiem, który potrafi doprowadzić jego rozmówcow do prawdziwej pasji. Uśmiechnął się do ciebie "normalnie"? Masz szczęście. Wystające niektóre z kości, też u niego nie jest czymś niespotykanym. Przez plecy ma zazwyczaj przerzuconą starą, wysłużoną torbę wyglądającą na taką, która widziała już z pół swiata i dwie wojny. Z torby zwykle wystaje futrzasty ogonek rudego kota.

Chłopak potrafi władać cieczami. Nie samą wodą, wszystkim czym ona jest. Nienależny jednak do jednostek, które lubią się tym chwalić. Chyba, że ktoś go sprowokuje. Badź też fo owego czynu zachęci, niezawsze świadomie. 

[karta w tworzeniu. niektóre rzeczy mogą ulec zmianie.]


wtorek, 16 lipca 2013

NIeobecność.

Niestety, muszę Was zostawić na tydzień czy dwa. Wyjeżdżam jutrzejszego wieczoru - środa 17.07 - i nie będę miał dostępu do internetu.
Do tych, co zostawią gmail: jak tylko przyjadę, wyślę zaproszenie.
Do ludzi, którzy już dołączyli: proszę Was o jaki taki spokój i pomoc nowicjuszom.
No, to by było na tyle. Do zobaczenia!

poniedziałek, 15 lipca 2013

Tuatha Dé Dannan

    
     Jej zielone oczy mrużyły się w ciemności gdy okręcała bioder przed nieznajomym mężczyzną. Drobniutka i nieszkodliwa, uśmiechała się z bezczelnością prostytutki. Blada skóra dziewczyny z północy opalizowała żółcią, gdy tylko padał na nią snop światła z barowego sufitu. Bose, zmęczone stopy prawie ślizgały się na oblanym alkoholem parkiecie. Spojrzenie absolutnie nieprzystojnego tancerza, który nieskutecznie starał się do niej dobrać, powoli mgliło się alkoholem. Gdy wywinęła się pod jego ręką w zgrabnym, żmijowatym piruecie, nie zwrócił uwagi na jej abstrakcyjnie chude palce w kieszeni spodni. Gdy podszedł do baru po drinka, zostawiając ją bez opieki, jak zwykle uciekła. Jego portfel wsunęła za krawędź spódnicy. Oskubała go z kilku pozawijanych banknotów. Chciała go odłożyć na pseudo elegancką sofę, kiedy oczy sroki wychwyciły mały połyskujący przedmiot. Obrączkę obok zdjęcia jeszcze nieopasłej kobiety i chłopca na kanapie. Pokręciła głową, zagryzajac dolnej wargi. Złość zawibrowała w jej nadgarstkach na samą myśl o tych wszystkich skurwysynach, którzy myśleli, że noc i kilka drinków dają im alternatywne życie. Wrzuciła portfel z bawolej skóry do wątpliwego śmietnika. Podniosła jeszcze swoje buty spod ściany. Wyskoczył niewielkim łazienkowym oknem. Pięty uderzyły o klapę śmietnika. Pieniądze i pierścionek ciążyły w małej kieszonce pod spódnicą. Oddychała szybko jak zawsze gdy uciekała. Chwytała się gzymsów , przeskakiwała po niskich dachach. Na jednej z drabinek pożarowych omsknęła jej się stopa. Mogła wybrać stukrotnie prostszą drogę, ale doświadczenie nauczyło ją, że ktoś może za nią iść, ktoś może zauważyć gorący uczynek małego złodzieja. Kiedy uchylała okna do swojego mieszkania, ktoś złapał ją za kark i wciągnął w ciemność. Porządnie uderzyła twarzą o ziemię, poczuła jak z pękniętego policzka płynie krew. Wierzgała jak zwierzę ciągnięte na rzeź gdy przytrzymywali jej barki. Rozszerzone źrenice szukały twarzy oprawców. Myślała, że przyszli ją ukarać, za każdy ukradziony przedmiot, za oszukiwanie systemów, ale oni posadzili ją na krześle i tłumaczyli coś o tym, że jest niebezpieczna dla ludzi. Jakby sama tego nie wiedziała. Szczekali, że muszą ją ze sobą zabrać. Jak miała się sprzeciwi? Zabrali.

     Przydzielili jej pokój na pierwszym piętrze. Klaustrofobiczną klitkę o białych ścianach. Tylko łóżko jak z Ikei i szafa, w której nie mogła ułożyć swoich ubrań, bo musieli je przeszukać, zdezynfekować, uprać, najlepiej zemleć. Nie weszła pod prysznic, nie zdjęła wymiętych podróżą koszuli i spodni, starała się nie oddychać. Leżała i gniła. Bardziej psychicznie niż fizycznie. Samotność była  długofalowo niezgodna z jej charakterem. Potrzebowała ludzi aby móc chełpić się, że potrafi ich oszukać. Musiała żyć na nieograniczonej przestrzeni żeby rzucać się biegiem za chorymi zachciankami ciała.

     Drugiej nocy wpadła w furię. Jej małym problemem był niepohamowany gniew, który pęczniał w jej nadgarstkach, aż nie napieprzała we wszystko co stało na jej drodze aby go spalić. To zabawne, bo była niewielkich rozmiarów. Musiała wyglądać jak kopnięte kocię gdy starła się zrobić dziurę w ścianie, potem w podłodze, w szybie. Z knykci zrobiła się miazga. Skulona w jednym kącie pokoju przytulała dłonie do piersi, kryjąc głowy między barkami. Mogli słyszeć jak wyła. Nie krzyczała, nie płakała, szlochała, jęczała. Wyła jak zwierzę.

     Już część wiedziała jak się nazywa. Dowiedzieli się kiedy po trzech dniach stagnacji wyszła na przeciw innym mieszkańcom. Zaczynały denerwować ją kroki, jakieś niezidentyfikowane odgłosy z niższych, wyższych pięter.
     Jahusa Danu. Ma imię po żydowskich korzeniach ojca, nazwisko matki, bo kobiety z północy były zbyt dumne by oddawać klanowe miana. Rodzina Danu od czasów mistycznych, które wariaci opisywali w legendach skandynawskich kojarzona była z bogami. Sama Danu, która zapoczątkowała ród, rzekomo była boginią płodności i ziemi, która na świat wydała tytanów. Niepokonanych synów, panów świata, którzy po pewnym czasie, jak to bracia wyrżnęli się wzajemnie. Córki równie nie miały łatwych charakterów, lecz rodziły dzieci i Tuathan de Dannan zaludniło całą Północ. Co kilka lat gówniarze, rozpieszczani sławą wykazywali specjalne zdolności. Przy niektórych panienkach rozkwitały jabłonie, inne kwiliły jak ptaki, aby pozostałe rozmnażały się jak króliki, mając to po dziesięcioro to po piętnaścioro dzieci. Matka Jahusy urodziła jedno dziecko, trzykrotnie wcześniej poroniła. Dziewczynka przetrwała w jej brzuchu za sprawą  szczęścia. Gdy się urodziła wyglądała jak kawał bladego indyczego mięsa, który nie chciał nawet zapłakać. Ale jakoś przetrwała. Dziewiętnaście lat, aż ją złapali. Miała przedtem swoje momenty sprzedając afgański hasz znajomym i nieznajomym. Kilka razy siedziała na komendzie, przez co matka wylewała hektolitry łez z oczu. Uznawała Jahusę za mało pożyteczną. Jak większość społeczeństwa, któremu wyciągała drobne, połyskujące przedmioty z kurtek, zsuwała je z szyi, zabierała z wystaw. Tak naprawdę miała swoje marzenie, jak każdy. Chciała otworzyć restaurację, ale kto by jej tam słuchał.
     By jest malutka. Ledwo metr sześćdziesiąt. Do tego okrutnie ruda, a za to ludzie potrafią nienawidzić. Tryb życia doprowadził do tego, że jest chuda, nie okładkowo szczupła, po prostu chuda, trochę jak dziecko. Ma wąskie, chłopięce biodra i trójkątne, małe piersi. Ostre rysy twarzy nadrabiają jej urody. W odcieniu skóra jest biała jak mleko, do tego nakrapiana piegami, prawdopodobnie nawet na uszach. Jedynym nieprzeciętnym szczegółem jest tatuaż na brzuchu. Został wykonany białym tuszem, kropka po kropce układa się w celtycki herb rodowy.
     Już próbowała się wydostać. Chciała wsiąknąć w ziemię. Starała się wyrwać deski na parterze, ale nie miała dość siły. Wszystko było oparte na betonowej konstrukcji. Nie mogła wykorzystać swoich umiejętności. To było jej znamię po boskich przodkach. Mogła przemieszczać się rozszczepiając ciało w glebie. Do tej pory czuła więź z ziemią, z miejscem zamieszkania. Ale nie w tym klaustrofobicznym domu. Z niego chciała uciec.